poniedziałek, 16 grudnia 2024

Dziennik niecodzienny - wewnętrzna analiza


Jest wieczór 03.12.2024 roku.
Już wczoraj wieczorem chciałam napisać ten dziennik, ale opadłam z sił. Przełożyłam to na noc, ale sił nadal brakowało. Dzisiaj go piszę, chociaż sił brakuje od rana. Co ja narobiłam? - Pytam samą siebie. Czy nie potrafię podejmować mądrzejszych decyzji? - rzucam z sarkazmem. - Może zawsze muszą być jakieś skutki uboczne? Nie wiem.


DZIEŃ
Jest godzina 20.18. Zaczynam pisać. Piję kawę. Nie miałam siły jej wypić wcześniej. Praca, którą sobie wymyśliłam jest "na medal". Boli mnie każdy docinek mięśni i duszy. Nosi mnie, i śmiech mnie ogarnia zarazem. Ważne, że daję radę wygrać z sobą samą.

Wczoraj po raz pierwszy spełniłam oczekiwania pracodawców. Na ich specyficzne życzenie, cały dzień chodziłam jak zombie, z grobową miną, nie odzywając się do nikogo. Długo nad tym pracowałam, ale wreszcie udało się. Zero uśmiechu, reklamy, zachęcania klientów, rozmów. Nawet reklamacji nie przyjmowałam, cedując dyskusje na innych.

Uśmiechy, radość, rozmowy, są bardzo nie mile widziane. Także udało mi się dostosować do wyrażonych oficjalnie decyzji. Żadna to tajemnica. Decyzja jest siłą wyższą.


ŚMIECH
Nie lubią gdy pracownicy się uśmiechają, z entuzjazmem obsługują klientów, zapraszają do korzystania z ich usług. Jeszcze bardziej nie znoszą kiedy ktoś jest wesoły. Liczne skargi naburmuszonego personelu, nie znoszącego pochwał klientów, wznieciły większy pożar. Jest ugaszony.

Nie sposób się do nikogo nie odezwać, chociaż na moment, bardzo dyskretnie, ale uwagi aby zamilknąć gdy słucham reklamacji, są ponad przeciętne.

To nowoczesny, współczesny model handlowy, który nie znosi przyciągania klientów, według którego, ich zwiększone wizyty są niewytłumaczalnym zaskoczeniem, zjawiskiem należnym, nieodwracalnym. Tamci też tak myśleli, do końca. Następni również. Myślę, że dziwne decyzje są wynikiem braku informacji. Widocznie przekazano tylko ich część. Dlatego to zaskoczenie, strach, zmiana decyzji, dalekich od uprzednich założeń. Straciły blask. Teraz są wszyscy zadowoleni.


MENEGER
Mogłabym zatrudnić się jako główny menager. To byłaby wystrzałowa zabawa. Mam doświadczenie, w pół roku powiększyłabym cele, o ile byłby to produkt z popytem, wysokiej jakości podażą.
Wciąż nie rozumiem, czemu się czaję, zamiast kopniakiem otwierać drzwi. Lech z legend, powiedziałby, abym zaczęła od zera, pisząc wyraźnie każdy wiersz.

Wiem. Pamiętam. Wciąż widzę jak siedzi tłumacząc, śmieje się z nieporadności. To miły śmiech. Zgadzam się z nim.
Muszę nauczyć się ignorowania innych, ich słów, spojrzeń, własnych emocji. Ludzie nie lubią kiedy mamy uczucia. Człowiek świadomy tego, nie potrafi się ich pozbyć. Niechaj to będzie moim postanowieniem noworocznym. Wyluzować, zignorować, strzepać, realizować tylko cele. Zero emocji, czyste fakty.

Oczywiście, z tym menagerem to tylko zachcianka, nie cel. Cel jest całkowicie inny. Jednakże jeśli go osiągnę, tego już nie posmakuję, więc mogłabym skosztować teraz.


ŻYCIE
Wiem. Mam specyficzne podejście do życia. Muszę nadrobić straty i dojść do wyznaczonego punktu, bez względu na to, którą drogą.
Ostatnio na przykład wpadłam na pomysł, aby osiągnąć cel dla celu, który ma pomóc mi w osiągnięciu celu zmierzającego do celu. Bułka z masłem, gdyby nie to, że nie jem masła.

Poświęcić się, aby odzyskać utraconą formę. Utraciłam ją z powodu braku asertywności, a teraz asertywność nie wystarczyła, by ją odzyskać. Miało być dwa w jednym, a jest 50 do 70. Padam z nóg. Trzyma mnie w pionie jedynie cel. Za wszelką cenę.


CEL
Realizuję go. Cel w celu, dwa cele, zmierzające do realizacji innego celu, stojącego na drodze do celu wiodącego do celu. Zabawne. Pierwszy cel, a ja ledwo oddycham. Jakby nie dało się inaczej. Nie mogłam postawić poprzeczki niżej, bo okno jest bardzo wysoko. Trening dla ciała i duszy.

Ciekawe czy jej mięśnie również urosną? Ledwo się trzymam. Każdego dnia łajam siebie, i zamiast zmienić plan, podejście, dodaję. Okienko w kalendarzu przesuwam z tygodnia na tydzień. - Do wiosny nie możesz się poddać. - Powtarzam sobie, a kiedy podpieram ściany - krzyczę w duszy, może nie tylko, na ile wyszeptać mogę. Myślę jednak, że skoro wciąż stoję o własnych siłach, jest nie najgorzej. Widać efekty. Pomału, ale jednak.

Tak więc, wracając do tematu, kartki nieco już zapisanej, dziennik, który miałam napisać wczoraj, a piszę dopiero dzisiaj już od dwóch godzin, być może posłuży mi jako dowód świadczący o podjętych działaniach, emocjach z tym związanych, analizy zdarzeń, oceny całokształtu. Kto wie, może będzie również stanowić źródło radości na starość.

Zastanawiając się nad wymaganą długością czasu realizacji planu A, dochodzę do wniosku, iż myśl o jego zaniechaniu w tym czasie, momencie, powoduje utratę wewnętrznej radości. Szkoda mi stracić kontaktu z ludźmi, których poznałam, polubiłam, a nie mam możliwości przekierowania relacji na inny wymiar. Nieocenione rozmowy, spojrzenia, uśmiechy. Dla kogoś może to bardzo mało, dla innych tak wiele. Jeżeli mi będzie dane, wytrzymam jeszcze trochę. Być może będąc sobą, być może niczym zombie. Dla ich uśmiechów, własnych celów. Jeszcze trochę.

PODSUMOWANIE
Tak, wiem, nic nam na długo jest nie dane. Drogi się schodzą, rozchodzą, krzyżują. Czasami jednak warto przejechać tramwajem kilka przystanków dalej, aby wysłuchać do końca jakąś historię.
Tymi słowami kończę dzisiejszy wpis. Jest godzina 22.22. Mówią, że taki zestaw cyfr coś znaczy.

Emilie
03.12.2024 r.